Data dodania: 2025-10-02
Współczesne miasta – ekonomia a zrównoważony rozwój
Minęło ponad 50 lat od publikacji raportu Klubu Rzymskiego „Granice wzrostu” (1972), w którym powstał zalążek definicji zrównoważonego rozwoju. Pokazano w nim między innymi kluczową rolę miast w uniknięciu kryzysu ekologicznego.
Nieformalna międzynarodowa organizacja, założona w 1968 roku, zrzeszająca naukowców, polityków i biznesmenów, zajmująca się badaniem globalnych problemów świata, w tym również związanych z zagrożeniami środowiska, wydała raport, który wstrząsnął opinią publiczną.
Raport odrzucony
– „Granice wzrostu” dały podwaliny do myślenia o zrównoważonym rozwoju – mówi dr inż. Robert Skrzypczyński. – Tu warto zauważyć, że bardzo ciekawe wnioski raportu spotkały się z ogromną krytyką, a wręcz, w mojej ocenie, z wyparciem. Raport nie przełożył się na żadne polityki, a w gronach eksperckich został w większości uznany za zbyt pesymistyczny. I to jest interesujące, że raport został praktycznie zanegowany, jako zbyt katastroficzny i zbyt egzaltowany.
– Co do sceptycznego podejścia do tego dokumentu, to analogiczne reakcje dotyczą raportów związanych ze zmianami klimatu i stanem środowiska. W nich także prognozowane są zmiany, które będą miały przełożenie na rozwój gospodarczy, na demografię i na nasz sposób życia – zwraca uwagę dr hab. inż. arch. Katarzyna Zielonko-Jung, prof. PG. – Dopiero po latach pogłębiania się kryzysu klimatycznego i niezbitych dowodów, że on jest, przychodzi refleksja, ale jest to niewątpliwie stracony czas.
– Wszyscy mówią, że należy coś zrobić i teoretycznie dużo się wokół tej sprawy dzieje. Tworzone są polityki, dokumenty, deklaracje, natomiast bardzo trudno o rzeczywiste rezultaty, zarówno jeżeli chodzi o przeciwdziałanie zmianom klimatu, jak i wyzwania związane ze zrównoważonym rozwojem – ocenia prof. Zielonko-Jung.

Idea zrównoważonego rozwoju
Koncepcja zrównoważonego rozwoju pojawiła dziesięć lat po wydaniu raportu Klubu Rzymskiego.
– „Granice wzrostu” to modelowanie scenariuszy przyszłości, które dały podwaliny do myślenia o zrównoważonym rozwoju – mówi dr inż. Robert Skrzypczyński. – Oczywiście częściowo model, który został tam zastosowany, można po pięćdziesięciu latach uaktualnić i tak właśnie się robi. Dzisiaj część tych wniosków jest inna, ale co do zasady to jest ważny krok w debacie – podsumowuje badacz.
Raport sprzedał się w trzydziestu milionach egzemplarzy, a przetłumaczony został na ponad trzydzieści języków.
– Rzeczywiście był to początek dyskusji i podwaliny pod sformułowanie idei zrównoważonego rozwoju, która wówczas nie została jeszcze nazwana. Jej definicja zaczęła rozwijać się trochę później – potwierdza prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Zresztą idea ta wciąż jest w trakcie formułowania, ponieważ jest ona trudno uchwytna, łączy wiele wątków. Pewne wybijały się na pierwszy plan, po czym dochodziły następne, jako początkowo mniej rozpoznane, niedocenione lub w ogóle nowe, ale niemożliwe do pominięcia. W tej chwili zrównoważony rozwój definiowany jest przez pryzmat siedemnastu celów – dodaje.
– Za każdym razem, gdy słyszę o zrównoważonym rozwoju, to mam wrażenie, że mamy zestaw sformułowań, które nazywają zbliżone tendencje w różny sposób i mają pewien swój okres, w którym są bardziej i mniej nośne – mówi dr hab. inż. Aleksander Orłowski, prof. PG. – Czy mówimy w miastach o zrównoważonym rozwoju, czy mówimy o smart city, czy dzisiaj mówimy o ochronie klimatu, one mają w znacznym stopniu odniesienie do sfery czysto komercyjnej. I niestety mam wrażenie, że my, mówiąc o zmianach klimatu, często posługujemy się, to o czym pani profesor mówiła: sloganami – pokazuje inną perspektywę prof. Orłowski.
Naukowcy wytyczający trendy
– Pewne trendy są wyznaczone. Jednym z bardziej widocznych aktualnie jest troska o błękitno-zieloną infrastrukturę miast – mówi prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Jeszcze do niedawna mówiliśmy o zieleni, w tej chwili dużo większy nacisk kładzie się na wodę oraz łączenie tych elementów w jeden spójny, bioróżnorodny, odporny system. Wracając do wątku rozwoju rozumienia idei zrównoważonego rozwoju w kontekście miast – to jest bardzo dobry przykład.
Miasta zmagają się z napięciem pomiędzy rozlewaniem się zabudowy miejskiej (urban sprawl), czyli procesu dekoncentracji populacji i zatrudnienia w mieście na rzecz gmin podmiejskich, a myśleniem o compact city jako zwartej, przemyślanej zabudowie.
– Teoretycznie rzecz biorąc, wiemy, co robić, by poprawić sytuację miast, jednak praktycznie wszystkie tendencje i wyzwania przegrywają z twardą ekonomią – mówi prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Istnieje duża luka między deklaracjami a tym, co się rzeczywiście dzieje. Wiemy, że trzeba chronić błękitno-zieloną infrastrukturę i w pojedynczych decyzjach, i realizacjach miejskich. Tak się dzieje, w wielu miastach, sadzone są na przykład szpalery drzew wzdłuż istniejących ulic. Jednak równocześnie zapadają decyzje o intensywnym zagospodarowaniu ostatnich rezerw terenów otwartych. Projektuje się gęstą zabudowę pozbawioną niemal przestrzeni na zieleń – wyłuszcza kolizję interesów badaczka.
– Myślę, że mimo wszystko cały czas mamy problem z ideami i dlatego wiele działań jest nie do wdrożenia, bo ich założenia po prostu są wewnętrznie sprzeczne – mówi dr inż. Robert Skrzypczyński. – Na przykład jak się ma definicja zrównoważonego rozwoju z raportu Brundtland z 1987 roku do definicji ze strony Ministerstwa Rozwoju i Technologii? Ministerstwo pisze, że oryginalnie definicja zrównoważonego rozwoju zakładała zrównoważenie potrzeb obecnego pokolenia i przyszłych pokoleń, ale z czasem definicja uległa zmianie i dzisiaj myślimy o równoważeniu aspektu ekonomicznego, społecznego i przyrodniczego.
– Moim zdaniem w tej promowanej przez Ministerstwo definicji jest pewien wytrych, który prowadzi do tego, że stawiamy dziś przede wszystkim na interesy ekonomiczne – podsumowuje dr inż. Robert Skrzypczyński.
Silosy i rozbieżne cele
Odkrywamy rozbieżność interesów między deklaracjami, które wynikają z troski o środowisko, próbą wytworzenia odpornych ekologicznie, jako ekosystemy, miast, a interesem ekonomicznym, który mówi o tym, by jak najwięcej terenów zabudowywać.
– Moim zdaniem to, co dzisiaj jest najważniejsze dla miast, to żebyśmy coraz bardziej próbowali wyjść z silosowego podejścia – mówi prof. Aleksander Orłowski. – Miasta, w szczególności urzędy, są niesamowicie silosowe. Tutaj są ci, którzy zajmują się transportem, a tutaj ci, którzy zajmują się edukacją.
– Na przykład w jednym z miast na południu Polski zmieniono sieć szkół i nagle Wydział Transportu był zaskoczony, że na niektórych liniach autobusowych pierwszego września było ogromne obciążenie – kontynuuje prof. Orłowski. – Wówczas zamówiono raport firmy audytorskiej, która wskazała, że są to zmiany wykonane przez inny wydział tego samego urzędu.
– Powinniśmy patrzeć na problem szerzej niż tylko z jednej perspektywy. A szerzej to znaczy tak, że musimy mieć zintegrowane dane – mówi profesor. – To jest praca od podstaw, która nie da nam spektakularnego efektu, ale bez niej wdrażanie kolejnych zmian jest trudne.
– To nie jest tak, że biznes chce tylko jak najwięcej zarobić i cała reszta go nie interesuje – mówi prof. Aleksander Orłowski. – Jakaś część tak, ale jak zawsze, także w biznesie deweloperskim mamy tych, którzy wpisują się w trochę inne potrzeby klientów, i tych, którzy mają większe oczekiwania. Kwestią podstawową jest to, żeby nakreślić wymagania – pokazuje perspektywę biznesu prof. Orłowski.
– Myślę, że biznes w pewnych ramach próbuje robić coś dobrego, ale te ramy są nieugięte i celem musi być koniec końców zysk – oponuje dr inż. Robert Skrzypczyński. – Żadna deklaracja nie jest w stanie tego odwrócić, a myślę, że kwestie ekonomiczne mają tak silny prymat częściowo dlatego, że różni interesariusze rozumieją pojęcie rozwoju w ślad za ministerialną definicją, że równoważymy rozwój ekonomiczny, społeczny i przyrodniczy – naświetla perspektywę zysku dr inż. Skrzypczyński.
– Dodatkową kwestią, moim zdaniem, jest to, że dzisiaj miasta nie są planowane. To jest działalność operacyjna. Chcemy przeprowadzić inwestycje? Zmienimy miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla tej jednej inwestycji. Ile mamy dzisiaj inwestycji, w których uwzględniamy wzrost liczby mieszkańców (wybranych miast) w ciągu najbliższych 20 lat? – zadaje pytanie retoryczne prof. Orłowski.
– Szacunki są różne, ale jeśli jest dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy osób, które w danym mieście się pojawią, to czy planujemy, gdzie ci ludzie powinni zamieszkać? Jaka powinna być tam infrastruktura komunikacyjna i w oparciu o to tworzymy plan zagospodarowania przestrzennego? – prof. Orłowski zadaje następne pytanie.
– To jest oczywiście pewne rozwiązanie idealne, ale takie planowanie zwiększa przewidywalność, a więc ułatwia także działanie podmiotów komercyjnych – podsumowuje.
– Uważam, że przedkładamy rozwój ekonomiczny nad rozwój społeczny i rozwój przyrodniczy, bo przyrodę dzisiaj nie tylko powinniśmy chronić, ale też ją odtwarzać i regenerować – zwraca uwagę na środowisko dr inż. Robert Skrzypczyński. – Oczywiście ten argument jest znacznie bardziej rozbudowany, bo on dotyczy przede wszystkim danych, które pokazują, że degradacja środowiska jest skorelowana ze wzrostem gospodarczym. Oczywiście tę korelację można trochę osłabiać, ale jeżeli chcemy faktycznie chronić środowisko i chcemy kontynuować wzrost gospodarczy, to te cele są na ten moment wewnętrzne sprzeczne – podsumowuje dr inż. Robert Skrzypczyński.
– Ja nadal będę bronił tego, że to nie biznes jest przyczyną problemów, bo nie ma bardziej innowacyjnego sektora niż sektor komercyjny. Pytanie jest takie, jak one mogą współdziałać ze sobą? – ripostuje pytaniem prof. Orłowski.

Interdyscyplinarność a struktura organizacyjna
W projektowaniu miast pojawia się wielu interesariuszy, co wskazuje na to, że inżynierowie i planiści powinni rozwiązywać problemy interdyscyplinarnie wraz z samorządowcami. Czy jest to łatwe i jak możemy to robić?
– Z miastem Gdynia przygotowujemy się do badania możliwości kształtowania krajobrazu oraz działań organizacyjnych władz samorządowych w celu minimalizowania konfliktów na linii dzik-człowiek. Wszyscy wiemy, że dzików jest w miastach coraz więcej – podaje przykład dr inż. Robert Skrzypczyński. – Podejmuję ten temat we współpracy z biologami, ale mam cały czas wrażenie, że niektórzy zniechęcają do interdyscyplinarnej współpracy. Spotykam się niekiedy w mojej branży z dość dziwną opinią, że temat dzików w mieście nie ma nic wspólnego z gospodarką przestrzenną. Często mówimy o interdyscyplinarności, o tym, żeby nie być zamkniętym w swojej dyscyplinie, natomiast przełożenie tego na praktykę bywa mozolne. Natomiast na pewno godna pochwały jest postawa władz Gdyni, które stworzyły interdyscyplinarny zespół ds. dzikich zwierząt, zajmujący się zagadnieniem z wielu perspektyw – podkreśla dr inż. Skrzypczyński.
– Pracuję z różnymi miastami i jednym z elementów, którym się zajmujemy, jest to, żeby zmieniać strukturę organizacyjną – mówi prof. Aleksander Orłowski. – Ludzie, którzy zajmują się planowaniem, mówią, że tylko tym się zajmują. Na uczelni jest tak samo. Wszyscy mówią o interdyscyplinarności, ale na końcu liczy się to, co robimy we własnej dyscyplinie. Tak jest w większości środowisk – naświetla problem prof. Orłowski.
– Natomiast dopóki ktoś nie podejmie decyzji zarządczej o zmianie struktury organizacyjnej na taką, która łamie silosy i w pewien sposób wymusza problemowe, a nie wydziałowe spojrzenie, trudno oczekiwać innego zachowania pracowników. Problemy jednak nie są monoobszarowe, stąd konieczność zmian struktury organizacyjnej. Wszystkie miasta na świecie z tym walczą, tylko niektóre sobie z tym radzą lepiej, a inne jeszcze nie do końca wiedzą, że muszą takie zmiany przeprowadzić – podsumowuje prof. Orłowski.
Zmniejszyć stopę życiową i nie budować
Zmiany organizacyjne i wytyczanie celów to jedno, ale nastawienie społeczne do narzuconych lub wymuszonych zmian to drugie. Dużo mówi się o gospodarce obiegu zamkniętego lub normach nakładanych na branżę budowlaną, ale czy budujemy z rozmysłem, czy tylko, by na tym zarabiać?
– Gdyby każdy na świecie miał osiągnąć poziom życia uznany powszechnie za satysfakcjonujący, czyli poziom klasy średniej w Stanach Zjednoczonych, nie starczyłoby zasobów ani miejsca dla ludzi. Musielibyśmy mieć do dyspozycji drugą planetę – mówi prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Słabo nam przychodzi, jako cywilizacji, informacja, że jesteśmy skazani na to, by obniżyć stopę życia dużej części tych zasobniejszych społeczeństw, zrezygnować z komfortu, a przynajmniej go przewartościować. Gdy szczerze mówimy o zrównoważonym rozwoju, to musimy mówić o sprawiedliwości i wyrównywaniu szans.
– Jesteśmy jako społeczeństwo uzależnieni od paradygmatu, że chcemy cały czas więcej, czy nawet nie tyle chcemy, ale potrzebujemy mieć cały czas więcej – uzupełnia temat dr inż. Robert Skrzypczyński. – Jesteśmy na wiele sposobów uzależnieni od tego modelu, a jednocześnie widzimy, że przynosi on kuriozalne efekty.
– Warto tu wspomnieć o modelu gospodarki cyrkularnej. O ile idea zrównoważonego rozwoju w aspekcie odnawialnej energii, ochrony wartości przyrodniczych jest już jako tako rozumiana i mniej lub bardziej skutecznie realizowana, to gospodarka cyrkularna i obieg zamknięty są pojęciami bardzo dalekimi od wdrożenia w budownictwie – wprowadza temat prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Od lat wiadomo, że zaśmiecamy planetę, ale nadal możemy kupić cztery jabłka na styropianowej tacce owinięte folią. Skoro nie udało dotąd uregulować tak prostej kwestii jak opakowania, to co tu mówić o budynkach? Bez zdecydowanych zakazów i nakazów prawa w kwestii oszczędniejszego gospodarowania surowcami i ich wielokrotnego używania nie osiągniemy żadnych konkretnych efektów – kontynuuje prof. Zielonko-Jung. – Lobby biznesowe broni tego co jest, bo zaostrzenie wymagań oznacza, że rozpędzone, rentowne przedsiębiorstwa musiałyby przejść gruntowne zmiany, a nie jest to na rękę ich właścicielom – dodaje.
– Narzucamy wysokie standardy nowym budynkom, na przykład w zakresie energooszczędności czy rozwiązań technicznych, jednak większym problemem jest przystosowanie do aktualnych warunków infrastruktury budowlanej, którą już mamy. Bardzo trudno jest pozyskać fundusze na modernizację i przebudowę – mówi prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Poza tym mamy mnóstwo budynków, które w przyszłości nie będą miały zastosowania. Na przykład galerie handlowe – może się okazać, że ludzie już w ogóle w ten sposób nie będą robili zakupów i pozostanie mnóstwo budynków, z którymi będzie trzeba coś zrobić. Zdarza się też coraz częściej, że dobre technicznie budynki są rozbierane po to, by na tej samej działce wybudować nowe, bo działka jest tak droga, że opłaca się to zrobić. Czy my tego potrzebujemy? Tak naprawdę chodzi o to, żeby ktoś zarobił. Mówimy, że ludzie nie mają gdzie mieszkać, ale czy te budynki, które się budują wokół nas, to są mieszkania dla ludzi, którzy nie mają gdzie mieszkać? – wyraża wątpliwość prof. Zielonko-Jung.
– Przechodząc obok placów budowy, których w Gdańsku nie brakuje, niejednokrotnie natykam się na informacje, że powstają tam apartamenty inwestycyjne. To się już nawet nie nazywa budynek wielorodzinny – opowiada prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Standard nowej zabudowy, szczególnie ten urbanistyczny, wskazuje na jedno: jest coraz ciaśniej i coraz wyżej. Wszystko jedno, czy ktoś będzie patrzył ze swoich okien na ścianę sąsiada, czy śmietnik. Budynek jest po to, by wycisnąć z każdego metra kwadratowego pieniądze. I to bardzo trudno zahamować, bo śmiem twierdzić, że należałoby po prostu zakazać budowania nowych budynków, by przełożyć impet inwestycyjny w udoskonalanie, modernizowanie, przekształcanie tego, co już mamy – podaje rewolucyjny pomysł prof. Zielonko-Jung. – To byłby zdecydowany ruch, choć jestem pewna, że spotkałby się z wielkim oporem.
Dlaczego takie radykalne posunięcie i tak radykalne zdanie?
– Myślę, że bez radykalnych działań to my nie przyspieszymy w jakimkolwiek rozwoju – podsumowuje mocną kropką pani profesor.
– Niektóre działania mogą wydawać się radykalne, ale przynajmniej musimy o nich rozmawiać i to nie znaczy, że od razu je wdrażamy – łagodzi dr inż. Robert Skrzypczyński. – Myślę też, że wielu z nas się boi mówić coś, co będzie uznane za radykalne, bo nie chcemy doświadczyć tego, co autorzy „Granic wzrostu”. Brakuje mi tego, żebyśmy w debacie publicznej weszli głębiej w problemy, mówili o rzeczach, których wdrażanie może i trudno sobie dziś wyobrazić, ale które muszą być elementem dyskusji, by nie pozostawać na powierzchni problemu – dzieli się refleksją dr inż. Skrzypczyński.
– W tej chwili, żeby sprostać wyzwaniom związanym z klimatem, zrównoważonym rozwojem, efektywnością energetyczną, problemami społecznym, trzeba wiedzy i porozumienia wielu specjalistów – mówi prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – To musi być okrągły stół i interdyscyplinarne przedyskutowanie wielu racji sprzecznych.

Inżynier przyszłości i jego rola
Zastanawiająca jest rola projektantek i projektantów w wielkich procesach planowania. Jaki ma być inżynier przyszłości? Co może zrobić w kwestii zrównoważonego rozwoju w ramach swoich ról i kompetencji?
– Z jednej strony najłatwiej powiedzieć, że my mamy zlecenie i projektujemy na zlecenie inwestora i tyle – mówi dr inż. Robert Skrzypczyński. – Ale zawsze staram się przynajmniej podjąć dyskusję na zajęciach czy w takich rozmowach jak nasza, czy my jednak nie możemy czegoś więcej? Czy nie mamy też roli doradczej? Możemy przecież sugerować inne rozwiązanie lub zaniechanie jakiegoś rozwiązania. Myślę, że możemy negocjować pomiędzy byciem wykonawcą a zachowaniem zleceń. Jednak uważam, że mamy swoją rolę w debacie publicznej i zawsze zachęcam studentów do tego, żeby tej roli się nie wyzbywać. Na przykład, by proponować zmiany legislacyjne. Myślę, że na studiach mało kto uczył się tego, ale my, jako branża, możemy proponować zmiany w ustawodawstwie i zabierać częściej głos w odważny sposób – zachęca dr inż. Skrzypczyński.
– Edukacja w tym duchu jest potrzebna. Jeżeli jej nie wprowadzimy, to zrozumienia tego problemu w ogóle nie będzie, a ono jest podstawą do działania – mówi prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Chociaż przyznam się, że jako nauczyciel przyszłych architektów mam mieszane uczucia, dlatego że wiem, na co trafi młody człowiek kończący studia. On wyjdzie z ideami, które po prostu natychmiast zostaną ukrócone, a nawet wyśmiane. Ponieważ trafi do biura, gdzie usłyszy, że musi spełnić wymagania inwestora oparte na założeniach zysku, a nie wartości społecznych czy środowiskowych. Albo projektujesz tak, albo do widzenia.
– Na szczęście jest coraz więcej przykładów młodych niezależnych pracowni, które starają się działać inaczej, ale to wciąż bardzo mały procent – pokazuje problem z innej perspektywy prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Natomiast niewątpliwie wiedza na temat problemów środowiskowych staje się stopniowo coraz bardziej potrzebna i wymagana od architektów, gdyż zaostrzają się przepisy względem projektowanych budynków. Już się to stało w zakresie zużycia energii, a można się tego spodziewać w zakresie śladu węglowego. Potrzebne są zatem kompetencje w zakresie optymalizowania projektu pod tym względem. Często pracownie liczą w tym na młodych, na ich zaktualizowaną w tym zakresie edukację, umiejętności w posługiwaniu się oprogramowaniem wspomagającym projektowanie. Uczelnia powinna w takie kompetencje wyposażać, a nie jest to łatwe. Architekt przyszłości nie pracuje już z ołówkiem i kalką, a korzysta z wyspecjalizowanego oprogramowania do modelowania danych, do symulowania zjawisk mikroklimatycznych. Powinien zetknąć się z drukiem 3D, z innowacyjnymi materiałami budowlanymi. To wymaga inwestycji uczelni w infrastrukturę techniczną i wyspecjalizowaną kadrę naukowo-dydaktyczną. Niestety, edukacja wyższa i nauka w Polsce są słabo doinwestowane, na tle innych krajów europejskich wypadamy blado – zwraca uwagę na kwestię finansową pani profesor.

Nauka a praktyka
– Oczywiście tych tematów edukacyjnych i kompetencji inżynierskich jest dużo. Staram się zawracać uwagę na projektowanie cyklu życia zagospodarowania terenu – podaje przykład badań naukowych dr inż. Robert Skrzypczyński. – I nie chodzi tu tylko o budynek, do którego potrzebujemy materiały i energię. Oczywiście te materiały musimy skądś wziąć, potem coś się z nimi stanie, kiedy budynek zostanie przekształcony czy za sto lat zburzony. Powinniśmy robić coś podobnego w stosunku do terenów. System planowania powinien mieć dodatkową warstwę, która określa ramy zasobów zagospodarowania terenu w całym cyklu życia. Dziś nie szacujemy, jakiego rodzaju zapotrzebowanie na zasoby dany sposób zagospodarowania wygeneruje. A myślę, że powinniśmy mieć jakieś ramy, tak samo jak mamy ramy dla kubatury czy innych parametrów obiektów, które mogą się znaleźć na danej działce. Bez rewolucji systemowej da się więc trochę rzeczy zrobić, ale niestety obawiam się, że będzie to za mało – podsumowuje.
– Moim zdaniem dwie rzeczy są na dzisiaj istotne i wcale nie tak oczywiste, jeżeli patrzymy na to, co młodzi ludzie umieją – dodaje prof. Orłowski. – Pokażmy otoczeniu uczelni, że to, co my robimy, jest praktycznie i użyteczne, że to nie są tylko rozwiązanie teoretyczne. Wychodzę z założenia, że nauka powinna być maksymalnie użyteczna, a zarządzanie w szczególności. Mamy dużą część nauki dla nauki. Nauka w dużym stopniu odeszła od praktyki. Współpraca to jest proces, nie taki, w którym biznes przychodzi do uczelni, tylko w którym ludzie uczelni rozumieją realia biznesu. W obu kierunkach jest to trudne, ale bez tego będziemy mieć dwa głosy, w których głos uczelni będzie słabszy, ponieważ jego siła sprawcza jest słabsza, jeżeli nie ma przełożenia na to, co się obecnie dzieje na rynku – argumentuje prof. Orłowski.
– Według mnie uniwersytet przede wszystkim jest odpowiedzialny przed społeczeństwem, a dopiero potem przed poszczególnymi interesariuszami, którzy są też oczywiście elementem społeczeństwa, jak biznes czy władze samorządowe – dopowiada dr inż. Robert Skrzypczyński. – Widzę misję uczelni jako odpowiedzialność za kształtowanie przede wszystkim postaw krytycznego myślenia u osób, które z niej wyjdą. Oczywiście, umiejętności zdobywania wiedzy i logicznego myślenia też są bardzo ważne, ale pełnienie roli społecznych liderów jest w mojej ocenie co najmniej tak samo ważne, jak umiejętności związane z wykonywaniem zawodu – dodaje.
– Myślę, że biznes chciałby kształcić osoby przydatne biznesowi – mówi dr inż. Robert Skrzypczyński. – Gdybym był w biznesie, też bym tego chciał. Jednak czuję, że nasza kluczowa odpowiedzialność przed wspólnotą polityczną, społeczeństwem (i w ramach tego oczywiście przed biznesem, który też jest elementem tej wspólnoty), jest poszerzanie horyzontów myślowych studentów w zakresie kwestii społecznych, przyrodniczych czy ekonomicznych – podsumowuje dr inż. Skrzypczyński.
– Popieram praktyczny aspekt nauki – włącza się w dyskusję prof. Katarzyna Zielonko-Jung. – Postawiłabym jednak nacisk na kwestię etyczną, bo co to dzisiaj znaczy lepiej? Czy lepiej dla człowieka czy lepiej dla biznesu? Lepiej dla prywatnego inwestora czy społeczności? Lepiej w krótkiej czy długiej perspektywie? Bo to „lepiej” może być różnym „lepiej”. Kryteria podejmowania decyzji projektowych mogą być różne, dlatego ważne jest kształtowanie postawy etycznej studentów. I to jest poważne wyzwanie edukacyjne w dzisiejszym świecie pełnym kryzysów, konfliktów, walki sił i agresji – dodaje.
– Moja pełna zgoda. Rolą uczelni jest tylko w jakiejś części przekazywanie wiedzy, ale też kształcenie postaw społecznych i wskazywanie szerszego horyzontu – zgadza się z przedmówcami prof. Aleksander Orłowski. – Wszyscy patrzą z pewnego wycinka, którym się zajmują. Deweloper realizuje jeden projekt i robi to, co jest w ramach prawa dopuszczalne. Pytanie, w jaki sposób jesteśmy w stanie to kształtować i pokazać szerszą perspektywę? I to jest dla mnie niesamowicie ważne, żeby naszym studentom pokazywać szerszą perspektywę.
– Natomiast to, co mnie zawsze cieszy, gdy patrzę na młodych ludzi, którzy przychodzą na naszą uczelnię, że oni mają dużo energii do tego, żeby działać – mówi prof. Orłowski. – Akurat niekoniecznie trzeba ich uczyć tego, żeby działać inaczej. Czasem trzeba im pokazać, co do tej pory działało. Ale tej energii na szczęście nie brakuje i to jest też taka rzecz, z którą świetnie się kończy studia, bo to jest wielka wartość – kończy naszą rozmowę prof. Orłowski.
Katarzyna Michałowska
-
2025-10-02
Inżynieria w służbie zdrowiu
-
2025-10-01
Niewolnicy algorytmów, czyli etyka w erze AI
-
2025-10-01
Przemysł 5.0 – inżynier w centrum rewolucji