Człowiek, który żył naprawdę… Wspomnienie o moim Tacie, dr. inż. Jerzym Zielińskim | Politechnika Gdańska

Treść strony

Aktualności

Data dodania: 2024-02-27

Człowiek, który żył naprawdę… Wspomnienie o moim Tacie, dr. inż. Jerzym Zielińskim

Zieliński
Lotnicza Akademia Wojskowa w Dęblinie – przygotowanie do egzaminów na pilota, Tata na skrzydle z lewej strony. Fot. z archiwum prywatnego
W dniu 27 lutego 2024 roku miną cztery lata od śmierci mojego Taty, dr. inż. Jerzego Zielińskiego. Mówi się, że człowiek umiera dwa razy. Pierwszy, gdy istotnie umiera, natomiast drugi raz, gdy umiera o nim pamięć, i właśnie dlatego zdecydowałam się napisać o moim Tacie, długoletnim pracowniku Politechniki Gdańskiej, który odszedł zbyt wcześnie w czasie pandemii COVID-19.

Tata miał trzy miłości w swoim życiu: naszą Rodzinę, sport i Politechnikę Gdańską; był Człowiekiem, którego życiorysem można by zapewne obdarować kilka osób, dlatego zdecydowałam się opowiedzieć o Jego pasjach i życiu zawodowym.

Dzieciństwo i lata młodzieńcze

Mój Tata Jerzy Zieliński urodził się w Warszawie, dwa lata po wojnie, jako jedyne dziecko Karoliny i Władysława Zielińskich. Od najmłodszych lat Jerzy był bardzo niezależny, ciekawy świata, wykazywał duże zdolności sportowe. Dzięki swojej Mamie, która pochodziła z Bielska-Białej, nauczył się jeździć na nartach już jako kilkuletni chłopiec. Z biegiem czasu rozwijał te zainteresowania w Pałacu Młodzieży w Warszawie, zdobywając dziecięcą Srebrną Odznakę Akrobatyczną, pływając, budując motor czy majsterkując z kolegami. W wieku 14 lat mój Tata Jerzy postawił na niezależność i wyprowadził się z domu, poza Warszawę, do Technikum Mechanicznego z internatem w Ursusie, które ukończył, zdobywając świadectwo dojrzałości w 1966 roku z tytułem technika o specjalności obróbki skrawaniem.

Pod niebem szerokim

Będąc w technikum, Tata zainteresował się najpierw lataniem na szybowcach, a potem samolotach, co sprawiło, że postanowił przygotowywać się do egzaminów do Lotniczej Akademii Wojskowej (LAW) w Dęblinie. Po dostaniu się w poczet studentów LAW (która była elitarną jednostką wojskową), nie zdecydował się na studiowanie na tej uczelni ze względu na wnikliwą kontrolę przez wojsko życia osobistego pilotów. Ta decyzja poniosła za sobą bardzo poważne konsekwencje, gdyż zablokowała Mu możliwość zdawania egzaminów wstępnych na Politechnikę Warszawską.

Gdańsk i Politechnika

W wieku 19 lat mój Tata Jerzy pożyczył od swojej Mamy pieniądze na bilet lotniczy i w ostatniej chwili poleciał na egzaminy wstępne na Politechnikę Gdańską, które pozytywnie zdał. W roku 1966 rozpoczął studia dzienne na Wydziale Budowy Okrętów PG, które przerwał w 1972 roku z powodów osobistych. W tym czasie zamieszkał w Tatrach, w Zakopanem, będąc członkiem Klubu Wysokogórskiego, Koła Zakopiańskiego. W Tatrach szkolił na kursach wspinaczkowych swoich profesorów z PG, którzy nakłonili Go do powrotu do Gdańska na uczelnię i skończenia studiów, tym razem na Wydziale Mechanicznym PG. W 1975 roku studia ukończył pracą dyplomową z wynikiem bardzo dobrym, otrzymując dyplom inżyniera mechanika specjalizacji obrabiarki, narzędzia i technologia budowy maszyn. Podczas studiów wieczorowych w latach 1974–1976 pracował w Stoczni Północnej w Gdańsku jako konstruktor i starszy asystent techniczny. W związku z tym, że Tata był jedynakiem a Jego ojciec był Naczelnikiem Wydziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Warszawie, Tata nigdy nie otrzymał przydziału na pobyt w akademiku studenckim, z racji zbyt wysokich dochodów Rodziców. Z tego powodu często nocował nielegalnie u kolegów w Domu Studenckim czy wynajmował stancje w czasie roku akademickiego. Tym samym Gdańsk stał się dla Niego drugim domem, mieszkał w wielu miejscach i dzielnicach, nawet przez pewien czas na statku „Sołdek” na Motławie.

Zainteresowania sportowe

W czasie studiów na PG Tata miał różne zainteresowana, od nurkowania poprzez żeglarstwo i wspinaczkę. W roku 1967 brał udział w Mistrzostwach Polski w nurkowaniu, aby zarobić na swoje utrzymanie wykonywał również podwodną reperację tam i mostów, a także pomagał w wyławianiu ciał osób, które zginęły w katastrofie promu na Motławie w 1975 roku. Od 1968 roku był członkiem Akademickiego Klubu Morskiego AZS w Gdańsku, sekcji PG, natomiast od 1975 roku był członkiem Yacht Klubu „Stal” Stoczni Północnej, gdzie zdał egzamin na sternika jachtowego. W 1976 roku na jachcie Harpagon pełnił funkcję drugiego oficera podczas startu w Regatach Błękitnej Wstęgi Zatoki Gdańskiej oraz brał udział w regatach o Puchar Komandora AKM i Regatach Pucharu 50-lecia MŻMP (III bieg) oraz Regatach o Puchar MTZG MZMO (I bieg). Do czasu swojej śmierci mój Tata, jako pracownik PG, był też aktywnym członkiem żeglarskiego Klubu Politechniki Gdańskiej im. Kaprów Gdańskich w ośrodku wypoczynkowym PG w Czarlinie nad jeziorem Jelenie.

Góry były kolejną wielką pasją mojego Taty. Czytając o osiągnięciach w sporcie studentów i pracowników PG w magazynie społeczności Politechniki Gdańskiej, często myślę, że niewiele osób wie, że na PG był taki wyjątkowy Pracownik, który w latach 70. i 80. XX wieku organizował wyprawy w Himalaje i wspinał się zimą w czasach, gdy wspinaczka zimowa była ogromną sztuką tylko dla ludzi z charakterem, o świetnej kondycji fizycznej, ale i wielkiej odporności psychicznej.

Michał Kochańczyk, gdański taternik, alpinista, polarnik, żeglarz, działacz organizacyjny, publicysta, fotograf, filmowiec, realizator programów telewizyjnych, wykładowca akademicki, tak pamięta mojego Tatę z tamtego czasu:
Jurek Zieliński był jednym z najbardziej aktywnych taterników i alpinistów gdańskiego środowiska wspinaczkowego w drugiej połowie lat sześćdziesiątych i przez całe lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Jego sportowe przejścia w Tatrach środkiem północnej ściany Żabiej Turni Mięguszowieckiej i Wariantu R na wschodniej ścianie Mnicha w owych czasach świadczyły, że był wspinaczem dużego formatu. Na szczególną uwagę zasługuje działalność organizacyjna Jurka. W 1966 roku był jednym z założycieli Akademickiej Sekcji Wysokogórskiej w Gdańsku (przemianowanej w 1971 roku na Akademicki Klub Alpinistyczny), w której to organizacji pełnił prężnie w latach 1966–1973 funkcje wiceprezesa. W 1973 i w 1977 roku zorganizował i brał udział w wyprawach w Pamirze. Aktywnie uczestniczył w organizacji wyprawy na Dhaulagiri w Himalajach Nepalu w 1979 roku. Miałem przyjemność przez wiele lat współpracować z Jurkiem. Zawdzięczam Mu między innymi organizację zimowego szkolenia taternickiego w lutym 1972 roku w Morskim Oku, podczas którego zdobyłem pierwsze doświadczenia w zimowej wspinaczce tatrzańskiej, mojego pierwszego, ale jakże ważnego kroku w drodze na najwyższe szczyty świata. Jurka zapamiętałem jako zdecydowaną, konkretną osobę, posiadającą duże pokłady ciepła.

Powyższe wspomnienia o moim Tacie można by uzupełnić o kilka dodatkowych wydarzeń, w których brał czynny udział:

  • sierpień 1971 roku – współorganizacja i udział w klubowym wyjeździe Akademickiego Klubu Alpinistycznego w Alpy Julijskie (rejon Triglava) – wówczas Jugosławia, a obecnie Słowenia;
  • lato 1972 roku – pierwszy wyjazd Taty w góry lodowcowe – udział w zorganizowanym przez Federację Akademickich Klubów Alpinistycznych obozie szkoleniowym w Alpach Delfinatu we Francji (wspinaczki w masywach Barre des Écrins – 4102 m i La Meije – 3987 m);
  • kolejne lata: wyprawy w Tatry, Pamir;
  • wrzesień–październik 1978 roku – pierwszy wyjazd Taty w Himalaje, Nepal – udział w pięcioosobowym rekonesansie do doliny Kali Gandaki przed wyprawą na Dhaulagiri;
  • sierpień–październik 1979 roku – udział w pierwszej Gdańskiej Wyprawie w Himalaje (Dhaulagiri – 8167 m) – kier. Gerard Małaczyński;
  • kwiecień–maj 1983 roku – kierownik wyjazdu szkoleniowego Alpinistycznego Klubu Eksploracyjnego (AKE) w Sopocie w masyw Langtang Himal w Nepalu;
  • październik–listopad 1984 roku – kierownik wyprawy AKE Sopot na Lobuche Peak (6145 m) w rejonie Mount Everestu. Wyprawa zdobyła szczyt, a Tata stanął na niższym wierzchołku – Lobuche East Middle (6060 m);

1986 i 1987 rok – Tata dwukrotnie zorganizował i prowadził wyprawy klubowe AKE Sopot na Tukuche Peak (6920 m) w masywie Dhaulagiri Himal. Obie próby natrafiły na bardzo niekorzystne warunki pogodowe, mimo to pierwszej z nich niewiele zabrakło do sukcesu.
Za powyższe osiągnięcia górskie został odznaczony Srebrną Honorową Odznaką PTTK (1980) i Złotą Honorową Odznaką PTTK (1989).

Praca na Politechnice Gdańskiej

Tata rozpoczął pracę na Politechnice Gdańskiej od 1 października 1980 roku jako inżynier technolog w ówczesnym Instytucie Technologii Budowy Maszyn na Wydziale Mechanicznym (obecnie Wydział Inżynierii Mechanicznej i Okrętownictwa) pod skrzydłami prof. Mieczysława Felda, zaś zakończył 30 września 2011 roku (emerytura) jako główny specjalista – kierownik zespołu laboratorium. Przepracował więc 31 lat na PG, prawie całe życie zawodowe.

Jako naukowiec praktyk otrzymał 4 patenty, 4 wzory użytkowe, których często był pomysłodawcą, a także otrzymał nagrodę Ministra Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki za osiągnięcia w dziedzinie badań naukowych oraz nagrody zespołowe pierwszego stopnia w działalności naukowo-badawczej czy 10 nagród indywidualnych Rektora PG za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej. Mój Tata opublikował również wraz z kolegami wiele artykułów naukowych, kilka monografii na podstawie swoich badań i doświadczeń, ale nie zdecydował się na więcej niż doktorat obroniony w 1993 roku.

Pamiętam, że gdy kiedyś Go o to zapytałam, to odpowiedział mi górskim powiedzeniem „Im wyżej wspinasz się w górę, tym mocniej wieje wiatr”. Tata nie szedł na kompromisy, po prostu był zawsze sobą, robił to, co uważał za słuszne, i miał swoje zasady oraz wartości. Dla mojego Taty „układanie się nie wchodziło w grę”, a wspinać chciał się bardziej w górach niż na Politechnice Gdańskiej.

Tata bardzo cenił sobie współpracę zawodową ze swoimi przełożonymi, śp. prof. Feldem, wybitnym specjalistą w zakresie technologii maszyn, wychowawcą licznej kadry inżynierów technologów i doktorantów, oraz prof. Włodzimierzem Przybylskim. Tak oto wspomina swojego kolegę prof. Włodzimierz Przybylski, były prorektor PG, dziekan Wydziału Mechanicznego oraz kierownik Katedry Technologii Maszyn i Automatyzacji Produkcji (TMiAP):
Przez co najmniej 20 lat współpracowałem bezpośrednio z dr. J. Zielińskim. Mogę więc stwierdzić, że był to bardzo sumienny i twórczy pracownik – zarówno w badaniach naukowych oraz w działalności organizacyjnej.
Dr J. Zieliński był głównym organizatorem nowoczesnego laboratorium badawczo-dydaktycznego Elastycznych Systemów Produkcyjnych utworzonego w 1996 roku w ramach programu Tempus prowadzonego w naszej Katedrze. Laboratorium to stanowiło automatyczny system produkcyjny, zrobotyzowany i sterowany komputerowo. Kierował także przez kilka lat Laboratorium Obrabiarek i Obróbki Skrawaniem.
Dr J. Zieliński był uzdolnionym konstruktorem urządzeń i oprogramowania technologicznego. W ramach Programu Węzłowego opracowaliśmy wspólnie prototyp tokarko-nagniatarki ze sterowaniem numerycznym CNC (wg własnego patentu PG). Na podstawie tego projektu J. Zieliński obronił w 1993 roku rozprawę doktorską, której byłem współpromotoremem wraz z Prof. Mieczysławem Feldem.
Dużym osiągnięciem innowacyjnym było opracowanie własnych konstrukcji różnego typu narzędzi do powierzchniowej obróbki plastycznej w Instytucie TM PG i wdrożenie w zakładach produkcyjnych, m.in. ABB w Elblągu.
Dr inż. J. Zieliński jest zasłużonym byłym wieloletnim pracownikiem TMiAP. W latach 1999–2002 był czynnym członkiem Senatu PG oraz Rady Wydziału Mechanicznego. Osobiście wiele Mu zawdzięczam i dziękuję za wiele lat efektywnej współpracy naukowej dla rozwoju technologii nagniatania plastycznego na obrabiarkach skrawających.

Nasza piątka

Tata był jedynakiem, zawsze jego wielkim marzeniem była duża rodzina; na świecie kolejno pojawiły się dzieci: Karolina (ur. 1977), Joanna (ur. 1978), Maciej (ur. 1979), Wojciech (ur. 1980) i Anna (ur. 1987). Wszyscy zdobyliśmy wyższe wykształcenie, a czwórka z nas skończyła studia na Politechnice Gdańskiej: Wydziale Architektury, Mechanicznym oraz Oceanotechniki i Okrętownictwa. Tata starał się nam przekazać swoje zainteresowania i zachęcić nas do nich. Zawsze powtarzał, że rozwój duchowy, intelektualny i fizyczny muszą iść w parze, bardzo zależało Mu, żebyśmy wierzyli w siebie, dobrze się uczyli i uprawiali sporty; chodzili po górach, jeździli na nartach czy żeglowali.

Mówi się, że za każdym sukcesem mężczyzny stoi nie tylko silny charakter, ale przede wszystkim silna i mądra kobieta. Tak było również w przypadku mojego Taty. Bez wsparcia mojej Mamy, a jego żony, Małgorzaty Zielińskiej, nie mógłby realizować swoich pasji zawodowych i sportowych z taką intensywnością. Mama poświęciła się, aby wychować nas na dobrych i uczciwych ludzi.

Dzięki temu, w jakiej Rodzinie dorastaliśmy i jakie mieliśmy wzorce, dziś to, kim jesteśmy i jakie zasady życiowe wyznajemy, to efekt ogromnej pracy i zaangażowania naszych Rodziców. To, że Tata wyjeżdżał czasem na trzy miesiące, by wspinać się w Himalajach, było dla nas czymś naturalnym. Taka była nasza rzeczywistość, nauczyło nas to, że nie ma rzeczy niemożliwych, trzeba być tylko zdeterminowanym i do nich dążyć.

Emerytura

Tata planował również swoją emeryturę i chciał z Mamą żyć szczęśliwie na łodzi i pływać po kanałach Europy. Zakupił nawet plany i sam przeprojektował i zbudował łódź Pony II, którą teraz można spotkać na jeziorze Jelenie w ośrodku PG. Niestety odszedł od nas zbyt wcześnie w wieku 73 lat, zabrakło Mu czasu, by zrealizować w pełni to ostatnie marzenie. Myślę, że mimo wszystko Tata był pięknie spełnionym człowiekiem, który miał zawsze „maj w sercu” i „wiatr w plecy”, który pchał go do tego, by być tym, kim zawsze chciał, bez względu na to, co przynosiło mu życie. To wielka umiejętność, którą los obdarza nielicznych. Mój Tata Jerzy miał to wielkie szczęście, że był Człowiekiem, który żył naprawdę…

Karolina M. Zielińska-Dąbkowska
k.zielinska-dabkowska@pg.edu.pl

522 wyświetleń