Feminatywy, szachulce i skręcony tors | Politechnika Gdańska

Treść strony

Aktualności

Data dodania: 2023-10-31

Feminatywy, szachulce i skręcony tors

zjazd
Uczestnicy konferencji na tle gmachu Uniwersytetu w Lund / Fot. Zbigniew Sulima

13 września wyjechałem z domu nieco zaniepokojony. Rankiem, gdy sprawdzałem trasę, mapy Google odpowiedziały mi tajemniczo brzmiącym komunikatem „Trasa zamknięta. Nie można wytyczyć innej trasy”, pokazując jednocześnie na mapie tę zamkniętą trasę. Jako urodzony optymista jednak wyruszam – w końcu nie jadę na pustynię. Kilkanaście kilometrów przez celem zaczynam się domyślać, dlaczego komputerowe mapy miały trudność w wytyczeniu trasy. Zaczynają się bowiem skomplikowane meandry objazdów, wymuszone przez potężną inwestycję drogową, jaką jest budowa drogi ekspresowej S3 na odcinku Szczecin-Świnoujście. W końcu, w mozolnym podróżnym trudzie, ale też zapoznając się po drodze z nowo otwartym tunelem pod Świną, udało mi się dojechać do celu, a jest nim Dom Pracy Twórczej Politechniki Morskiej w Szczecinie. W tym malowniczym miejscu, niedaleko świnoujskiej plaży, tego dnia rozpoczęła się XXX Ogólnopolska Konferencja Redaktorów Czasopism Akademickich i Portali Uczelnianych. Uczestniczyli w niej przedstawiciele wydawnictw uczelnianych, pracownicy działów promocji, rzecznicy prasowi i redaktorzy periodyków akademickich z 23 uczelni całego kraju. Poza gospodarzami, Politechniką Morską w Szczecinie, Pomorze Zachodnie było reprezentowane przez Politechnikę Koszalińską, Uniwersytet Szczeciński i Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny. Jak zwykle bardzo licznie przedstawiała się delegacja z Lublina złożona z przedstawicieli Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, Politechniki Lubelskiej, Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej i Uniwersytetu Przyrodniczego. Z południa kraju przyjechali redaktorzy z trzech uczelni krakowskich: Akademii Górniczo-Hutniczej, Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II i Uniwersytetu Rolniczego im. Hugona Kołłątaja, a także z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Nie zabrakło delegatów uczelni warszawskich: Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Głównej Handlowej. Wielkopolskę reprezentowali pracownicy Politechniki Poznańskiej i Akademii Kaliskiej (od października 2023 roku – Uniwersytetu Kaliskiego). Z północno-wschodnich regionów kraju przyjechali przedstawiciele Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, gospodarze konferencji z 2021 roku (patrz O Supraśli w Supraślu, „Pismo PG” nr 5/2021, s. 66), i Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Zachodnie rubieże Polski przybyły do Świnoujścia w postaci reprezentantów Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu i Uniwersytetu Zielonogórskiego. No i na koniec my, trójka z Trójmiasta: dwie redaktorki i jeden redaktor z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, Uniwersytetu Morskiego w Gdyni i Politechniki Gdańskiej. W sumie – 42 osoby, w większości płci żeńskiej, co tylko z pozoru nie miało znaczenia, ale o tym potem.
Tradycyjnie konferencje podzielone są na dwie części, część merytoryczną i część poznawczą, przez osoby nieuczestniczące niesłusznie zwaną turystyczną. Ta pierwsza odbyła się następnego dnia, 14 września, i składały się na nią prezentacje i warsztaty. Dla mnie szczególnie interesująca była prezentacja pani profesor Ewy Kołodziejek z Uniwersytetu Szczecińskiego zatytułowana „Nowe, nowsze, najnowsze. O zmianach we współczesnej polszczyźnie”. Prelegentka, zasiadająca w Radzie Języka Polskiego, ze swadą i wielkim znawstwem rzeczy omówiła szczegółowo procesy ewolucji współczesnego języka polskiego, prezentując je na licznych przykładach. Referat ten był na tyle interesujący, że poświęcę mu jeden z najbliższych felietonów językowych. Tutaj wspomnę tylko o jednym aspekcie ewolucji języka, jakim jest aktualnie obserwowany wysyp feminatywów (żeńskich form gramatycznych nazw zawodów, funkcji itp.). Problem ten wywołał ożywioną dyskusję, w której kwestie językowe zeszły na drugi plan, a głównym tematem stało się, jak nietrudno się domyślić, równouprawnienie, oczywiście
z naciskiem na równouprawnienie kobiet. My, męska część konferencji, niewiele mieliśmy tu do powiedzenia z uwagi na wspomnianą wyżej przewagę liczebną płci pięknej. Nic dziwnego zatem, że w pewnym momencie konstruktywna ze strony męskiej mniejszości dyskusja została brutalnie ucięta stwierdzeniem, którego autorka niech pozostanie anonimowa: „My, kobiety, bierzemy co swoje, a reszta niech będzie wspólna”.

Tego dnia czeka nas jeszcze przeprawa promowa do Szwecji. Późnym wieczorem ruszamy w rejs „Mazovią” – niedawno wyremontowanym promem polskiego armatora Polferries. Kabiny są wygodne, infrastruktura gastronomiczna imponująca. Szczęśliwie się składa, że i Neptun okazał się dla nas łaskawy – morze jest spokojne, tak że podróż upływa nam bardzo przyjemnie. Po niespełna 7 godzinach, rankiem 15 września, dobijamy do portu w Ystad (po szwedzku „stad” znaczy „miasto”, zatem „Ystad” to „miasto Y”). Ystad to niewielkie, kilkunastotysięczne miasteczko o bardzo dobrze zachowanej tzw. zabudowie szachulcowej. W starej części miasta dominują szachulce – domy o drewnianym szkielecie, analogicznym do muru pruskiego, którego wypełnienie stanowi glina z różnymi wzmacniającymi dodatkami – trocinami, wiórami, trzciną itp. Gdy spacerowaliśmy wczesnym przedpołudniem po Ystad, miasto wydawało się wyludnione. Zapewne to efekt tego, że nie ma tu wielu zakładów pracy i sporo tubylców codziennie dojeżdża do pobliskiego Malmö, stolicy prowincji Skania. Jednak bardziej niż z szachulców Ystad znane jest z powieści kryminalnych szwedzkiego pisarza Henninga Mankella, który śledztwa policyjnego detektywa Kurta Wallandera ulokował właśnie tutaj. W południe jesteśmy już w Lund, 90-tysięcznym mieście uniwersyteckim, którego połowa ludności to studenci. Uniwersytet w Lund, powołany oficjalnie w XVII stuleciu jako Królewska Akademia Karolińska, to jeden z największych i najlepszych uniwersytetów szwedzkich. W rankingach światowych regularnie plasuje się w pierwszej setce, a wśród absolwentów nie brak laureatów Nagrody Nobla i Medalu Fieldsa. Główny budynek uniwersytetu sąsiaduje ze wspaniałą romańską katedrą, której początki sięgają XII wieku. Nieśpiesznie zwiedzamy tę piękną, surową w wystroju protestancką świątynię, w której akurat odbywa się pokaz ruchomego zegara św. Wawrzyńca, patrona katedry.

A po lunchu ruszamy do Malmö. Malmö to trzecie pod względem liczby ludności miasto Szwecji, po Sztokholmie i Göteborgu. Liczy ponad 350 tys. mieszkańców, a wraz z obszarem metropolitalnym ok. 700 tysięcy. Nie mamy zbyt dużo czasu; musimy zdążyć na wieczorny prom z Ystad do Świnoujścia. Poza przejażdżką po mieście zwiedzamy niewielkie akwarium z terrarium i imponujące muzeum techniki. Ale prawdziwa atrakcja Malmö jeszcze przed nami. Jedziemy na plażę. Robiąc sobie zdjęcia na tle słynnego mostu, będącego częścią przeprawy drogowej łączącej Kopenhagę z Malmö, trudno nie spoglądać na pobliską intrygującą, dominującą nad otoczeniem budowlę. To „Turning Torso” – najwyższy budynek mieszkalny Szwecji (choć Göteborg czyni w tej sprawie mocno zaawansowane zakusy) o zadziwiającej, skręconej (chciałoby się rzec – pokręconej) konstrukcji. „Turning Torso” (w wolnym tłumaczeniu – „Skręcony tors”) wznosi się na 140 m, a składa się z dziewięciu 5-piętrowych segmentów, z których każdy przekręca się w górę o 10 stopni. W ten sposób cały budynek od podstawy do szczytu przekręcony jest o 90 stopni (patrząc z góry – zgodnie z ruchem wskazówek zegara). Dla wzmocnienia efektu budynek stoi w wodzie. Całość robi niesamowite wrażenie, i tylko zastanawiać się można, jak się mieszka w takich skręconych mieszkaniach. Poza wspaniałym efektem architektonicznym takie skręcenie powoduje, że nawet przy bardzo silnym wietrze budynek odchyla się zaledwie o kilka stopni.
Czas wracać do Ystad. Po drodze nasza polska przewodniczka, niewyczerpane źródło wiedzy o Szwecji, opowiada nam o tym kraju, jakże różnym od tego, co znamy z naszego rodzimego podwórka. Niektóre kwestie wręcz szokują, inne tylko zastanawiają. Skandynawia (czyli trzy państwa: Dania, Norwegia i Szwecja) to zupełnie inny świat: inna kultura, inne stosunki społeczne, inna obyczajowość, zupełnie inny system edukacji i opieki socjalnej – właściwie wszystko inne. Lepsze, gorsze?…

Późnym wieczorem ruszamy do Świnoujścia, tym razem „Cracovią”, promem, który lata świetności ma już dawno za sobą. Na szczęście nie zapomina o nas Neptun i niewygody podróży znów wynagradza nam przyjaźnie nastawionym morzem. W słoneczny ranek 16 września dobijamy do świnoujskiej przystani promowej. Czas wracać do domu.

Wszyscy będziemy bardzo mile wspominać tę konferencję. Dziękujemy gościnnym organizatorom i łaskawemu Neptunowi!

Krzysztof Goczyła
krissun@pg.edu.pl

73 wyświetleń