Nie tylko Ukraińcy. Imigranci z byłego ZSRR nadzieją polskiego rynku pracy | Politechnika Gdańska

Treść strony

Aktualności

Data dodania: 2021-09-13

Nie tylko Ukraińcy. Imigranci z byłego ZSRR nadzieją polskiego rynku pracy

Na zdjęciu dwóch mężczyzn, jeden w kasku, podczas rozmowy
Cudzoziemców na polskim rynku pracy przybywa, jednak w różnym tempie w zależności od kraju. W 2020 r. spadła liczba pozwoleń na pracę wydanych dla Ukraińców, natomiast znacznie wzrosła dla obywateli Rosji, Kazachstanu czy Turkmenistanu. Ekonomistki z Politechniki Gdańskiej opisują różnice w trendach migracji zarobkowej do Polski z krajów byłego ZSRR widoczne od momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Wskazują na znaczenie studentów z zagranicy i konieczność zatrzymania ich na polskim rynku pracy.

Tylko w 2020 roku w Polsce wydano ponad 400 tys. pozwoleń na pracę dla cudzoziemców. To spadek o 9 proc. w stosunku do poprzedniego roku – z 444 tys. do 406 tys. – oraz zmiana wzrostowego trendu obserwowanego od kilkunastu lat. Równocześnie to 10-krotnie więcej niż w 2010 roku i aż 30-krotnie więcej niż w 2004 roku, gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Wówczas decyzja o zatrudnieniu imigrantów była wydawana jedynie w 13 tysiącach przypadków.

Prof. dr hab. Krystyna Gomółka i prof. dr hab. Małgorzata Gawrycka z Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej analizują sytuację związaną z napływem imigrantów z byłego ZSRR na polski rynek pracy. Oprócz Ukraińców i Białorusinów badają obywateli krajów nadbałtyckich, Kaukazu Południowego i Azji Centralnej.

Więcej Rosjan, Kazachów i Turkmenów

Najliczniejszą grupą imigrantów zarobkowych w Polsce są Ukraińcy – według danych GUS w 2020 roku otrzymali 295 tys. pozwoleń na pracę, czyli ponad 20 razy więcej niż w 2010 roku. Kolejne mniejszości to Białorusini – 27 tys. pozwoleń, Gruzini – 8 tys. i Mołdawianie – 7,6 tys. Co prawda ogólna liczba wydanych pozwoleń spadła w porównaniu z poprzednim rokiem, jednak dla niektórych krajów wydano ich o wiele więcej – na przykład dla obywateli Rosji, Kazachstanu i Turkmenistanu. Od 2004 roku najbardziej wzrosła liczba pracowników z Uzbekistanu – z 5 osób do prawie 6 tysięcy. Z kolei obywatele krajów nadbałtyckich przenoszą się do Polski znacznie rzadziej.

– Ukrainiec mieszkający w Zaporożu może wybrać pracę w odległej o kilkaset kilometrów Rosji i zarobić więcej niż w swojej ojczyźnie. Woli jednak przejechać około 1500 kilometrów, żeby dostać się do Polski i pracować tutaj, bo oznacza to dla niego nie tylko znacznie wyższe płace niemożliwe do osiągnięcia np. w Rosji czy innych krajach byłego ZSRR, ale też poprawę ogólnego komfortu i jakości życia – mówi prof. dr hab. Krystyna Gomółka.

Przedsiębiorczy Rosjanin, niezbędny Białorusin

Imigranci ze Wschodu w różny sposób uzupełniają luki na polskim rynku pracy. Najwięcej sąsiadów zza wschodniej granicy znajduje zatrudnienie w branży budowlanej. Spora grupa to pracownicy magazynów, ale też mechanicy, kosmetyczki, kierowcy i pomocnicy w gospodarstwach domowych. Inaczej jest w przypadku Rosjan, którzy na ogół rzadko stają się pracownikami najemnymi. Najczęściej znajdują pracę w sektorze usług, ale nie jako szeregowi pracownicy, lecz kadra zarządzająca. Wielu z nich to także informatycy i artyści.

Białorusini od niedawna wymieniają Polskę jako pierwszy cel migracji zarobkowej. W sondażu przeprowadzonym przez Ośrodek Studiów Wschodnich wyprzedziliśmy pod tym względem Rosję i większość krajów Europy Zachodniej, m.in. ze względu na brak stagnacji gospodarczej i pozytywną postawę po kryzysie politycznym na Białorusi z 2020 roku. Obecnie Białorusini najczęściej pracują w Polsce jako wykwalifikowani robotnicy lub przy pracach prostych.

– Pracownicy ze Wschodu są inni niż 10 lat temu. Wcześniej chętniej przyjeżdżali na okres od 3 miesięcy do pół roku, teraz najwięcej osób przebywa w Polsce od 6 miesięcy do 2 lat. Konieczne jest wprowadzenie dalszych ułatwień pobytu oraz uwzględnianie kwalifikacji migrantów, dzięki którym uzupełnimy niedobory na rynku pracy – mówi prof. dr hab. Małgorzata Gawrycka.

Studenci z byłego ZSRR nadzieją dla polskiego rynku pracy

Nadzieją dla polskiego rynku pracy może być też zatrzymanie studentów z zagranicy. Liczba obcokrajowców studiujących na polskich uczelniach stale rośnie – w roku akademickim 2020/21 było ich 84 tys., czyli o 3 proc. więcej niż rok wcześniej (82 tys.). Łącznie z krajów byłego ZSRR pochodziło wtedy 54,7 tys. studentów – najwięcej z Ukrainy (39 tys.) i Białorusi (8,3 tys.). Tylko jeden na trzech Białorusinów studiujących obecnie w naszym kraju ma korzenie polskie. To duża zmiana od początku lat 90., kiedy większość obcokrajowców studiujących w Polsce miała polskie pochodzenie i otrzymywała stypendium ze środków rządowych.

Najmniejszym zainteresowaniem studia w Polsce cieszą się wśród Estończyków, Łotyszy, obywateli Turkmenistanu i Armenii. Studenci z Kaukazu Południowego zaczęli przyjeżdżać do Polski pod koniec lat 90., kiedy między naszymi krajami zostały podpisane umowy o współpracy w dziedzinie nauki i kultury. Szczególnie duży napływ studentów z byłego ZSRR nastąpił po akcesji Polski do Unii Europejskiej, ponieważ wiązało się to ze zdobyciem dyplomu honorowanego w całej Europie.

– Wzrost liczby studentów z krajów byłego Związku Radzieckiego można ocenić pozytywnie – szczególnie w obliczu zmian demograficznych. Stworzenie odpowiednich warunków dla absolwentów może poprawić funkcjonowanie polskiego rynku pracy nie tylko obecnie, ale i w przyszłości – komentuje prof. dr hab. Małgorzata Gawrycka. – Należałoby zbudować system wsparcia dla tych, którzy zdecydują się na pozostanie w Polsce po zakończeniu edukacji, np. osób o wysokich kwalifikacjach zawodowych z branży IT. Tym bardziej że w okresie studiów osoby te doskonalą znajomość języka polskiego – znacznie łatwiej asymilują się w środowisku pracy znając kulturę kraju, w którym spędzili już kilka lat.

1092 wyświetleń