„Drzwi zawsze zostawiam otwarte”. Ireneusz Ćwirko, prezes stoczni „CRIST” Osobowością Roku 2025 PG | Politechnika Gdańska

Treść strony

Aktualności

Data dodania: 2025-10-01

„Drzwi zawsze zostawiam otwarte”. Ireneusz Ćwirko, prezes stoczni „CRIST” Osobowością Roku 2025 PG

IC
Fot. mat. CRIST S.A.  
Ireneusz Ćwirko, prezes stoczni CRIST S.A. otrzymał tytułu Osobowości Roku 2025 Politechniki Gdańskiej w uznaniu zasług na rzecz promocji Uczelni: aktywnego uczestnictwa w Radzie Przedsiębiorców WIMiO, Konwencie Gospodarczym PG, a ostatnio w Zespole Doradców Gospodarczych przy Rektorze PG realizującym siedem kluczowych wyzwań rozwojowych województwa pomorskiego. Tytuł jest również potwierdzeniem szczególnych zasług na polu gospodarczym i aktywności społecznej służącej społeczeństwu regionu województwa pomorskiego i kraju.

Jak odebrał Pan decyzję o przyznaniu tytułu „Osobowość Politechniki Gdańskiej” ze strony uczelni, z którą jest Pan związany od ponad pół wieku?

To dla mnie radość, ale też zaskoczenie, że zostałem zauważony i w ten sposób doceniony. Bardzo mi miło. Z Politechniką Gdańską związał mnie trochę przypadek, ponieważ studiowałem tutaj wieczorowo. Początkowo wybrałem Wojskową Akademię Techniczną w Warszawie, gdzie zdałem egzamin, ale ostatecznie nie zostałem przyjęty, ponieważ brakowało mi punktów za pochodzenie – takie to były czasy. Szukając pomysłu, co robić dalej, ponieważ rekrutacja na studia była już zamknięta, zdecydowałem się na dwuipółletnią szkołę pomaturalną w Conradinum. Moja mama wróżyła mi wówczas, że szybko wrócę do rodzinnej Ornety, ale myliła się. Przyjechałem do Gdańska i zostałem tu na stałe. Po Conradinum podjąłem studia wieczorowe na PG i udało mi się ukończyć je w terminie, mimo pełnoetatowej pracy.

Czy pamięta Pan moment, w którym zrodziła się fascynacja morzem i statkami? Jakie znaczenie miały w tym wyborze Gdańsk i Politechnika Gdańska?

Tu znów zadziałał przypadek. Interesowała mnie technika, lubiłem przedmioty ścisłe. Branża stoczniowa była w tamtym czasie na Pomorzu bardzo prężną gałęzią gospodarki. I tak potoczyły się moje losy – przez dwadzieścia lat pracowałem na różnych stanowiskach kierowniczych w Stoczni Gdańskiej, poznając tę branżę od podszewki. Nie jest łatwa, ale nigdy nie miałem ochoty szukać innej drogi. Choć była jedna sytuacja, która mnie zdenerwowała. W 1989 roku stanąłem do konkursu na wakujące stanowisko dyrektora technicznego Stoczni Północnej, lecz ze względu na brak przynależności do PZPR – do której usilnie namawiano mnie, bym się zapisał – mimo wygranego konkursu zablokowano mi objęcie stanowiska. Wtedy odszedłem ze stoczni.

A rok później zdecydował się Pan na założenie stoczni CRIST. To był akt odwagi w czasach wielkiej transformacji gospodarczej…

Tak, czasy były bardzo trudne i sam bym się tego nie podjął, ale miałem wokół siebie grupę sprawdzonych ludzi. I od 35 lat, razem z moim wspólnikiem Krzysztofem Kulczyckim, prowadzimy tę firmę. O pomyśle założenia własnej stoczni pomyślałem już w momencie składania wypowiedzenia. Łatwo nie było – zdarzało się, że i trzy doby nie wychodziliśmy z pracy. Pierwszą dywidendę wypłaciliśmy dopiero po kilkunastu latach, bo wcześniej wszystko inwestowaliśmy w firmę. Dziś CRIST to jedna z największych prywatnych stoczni w Polsce, niemal 500 zrealizowanych projektów, w tym wiele innowacyjnych, a sama marka jest rozpoznawalna w całej Europie. Jestem z tego dumny, bo nikomu w Polsce nie udało się zbudować stoczni od podstaw, nie mając praktycznie niczego poza lojalnymi ludźmi wokół. Nam się udało. Więc było warto.

CRIST ma opinię stoczni innowacyjnej, gdzie realizowane są bardzo różnorodne projekty.

W latach 2010–2013 nasza stocznia, jako jedyna w Europie, zrealizowała trzy projekty jednostek instalacyjnych dla morskiej energetyki wiatrowej – THOR, INNOVATION i VIDAR. To był bardzo ważny etap w historii CRIST. W kolejnych latach wyspecjalizowaliśmy się w realizacji projektów unikatowych, często prototypowych i przeznaczonych do celów specjalnych. Mogę tu wymienić m.in. jednostkę ZOURITE, która brała udział w budowie autostrady wokół wyspy La Réunion na Oceanie Indyjskim, czy pływający dok MARCO POLO, stworzony na potrzeby powiększenia terytorium Monako. Z kolei jednostki MAYA i IVY pracują obecnie przy budowie najdłuższego tunelu zatapianego na świecie, łączącego Niemcy i Danię.
Mamy też powody do dumy w kontekście nagród – hybrydowy prom pasażersko-samochodowy ELEKTRA został uznany za Statek Roku 2018 przez „Marine Propulsion”, a nasz najnowszy projekt – OLYMPIC BOREAS – zdobył tytuł Statku Roku 2024 w kategorii „Maritime Innovation of the Year”. I co najważniejsze, nie mamy problemu ze zleceniami – pracy mamy jeszcze na wiele lat.

Pana styl zarządzania można określić stwierdzeniem: blisko pracowników i po ludzku…

Całe życie pracowałem z ludźmi – różne charaktery, różne osobowości. W jednym z wydziałów, którymi kierowałem, pracowało nawet 700 osób. Codziennie o szóstej rano rozpoczynałem dzień od osobistego przywitania się z każdym pracownikiem i – w miarę możliwości – zamienienia kilku zdań. Zawsze chciałem być blisko załogi, wiedzieć, jakie mają opinie, czego potrzebują, skracać dystans. Nigdy nie miałem problemu, żeby się dogadać ze współpracownikami. Nadal nie mam, choć dziś nie jestem w stanie już przywitać się ze wszystkimi ani zaczynać dnia na produkcji. Drzwi do mojego gabinetu zostawiam zawsze otwarte. Niektórzy pytają dlaczego i dziwią się, a one są otwarte po to, żeby każdy, kto ma kłopot lub chce o coś zapytać, mógł po prostu przyjść i ze mną porozmawiać.
Wiele osób pracuje tutaj przez całe życie. Również młodzi ludzie chętnie podejmują u nas pracę, chcą właśnie u nas budować swoją karierę. Myślę, że to wynik atmosfery, zaufania i umożliwiania rozwoju zawodowego. Wyznaję prostą zasadę: masz problem – przyjdź. I przychodzą.

Mimo tak wielu zajęć znajduje Pan czas na działalność społeczną, włącza się Pan aktywnie w życie uczelni i organizację otoczenia gospodarczego na Pomorzu.

Pracowałem często na dwa etaty, czynnie uprawiałem sport, grałem m.in. w siatkówkę. Zawsze robiłem wiele rzeczy jednocześnie – taka już moja natura. Dopóki mam siły i zdrowie, staram się działać. Dlatego uczestniczę w pracach Konwentu Gospodarczego FarU i jestem członkiem Zespołu Doradców Gospodarczych przy Rektorze PG, gdzie kieruję zespołem zajmującym się problematyką stoczni produkujących statki dla offshoru i transportu Oil & Gas. To niezwykle ważne inicjatywy, które tworzą przestrzeń do wymiany doświadczeń i współpracy pomiędzy światem nauki a biznesem. Dzięki temu przedsiębiorcy mogą nie tylko dzielić się swoimi perspektywami, ale też realnie wpływać na kierunki rozwoju gospodarczego regionu i kraju.

Co poradziłby Pan młodym inżynierom i studentom Politechniki Gdańskiej, którzy dziś wchodzą do świata przemysłu i biznesu?

Mój wnuk, nota bene student Politechniki Gdańskiej, znalazł kiedyś w archiwalnej księdze z mojej szkoły średniej informacje o mnie i mojej rodzinie. W gronie najlepszych uczniów figurował mój ojciec, absolwent liceum wieczorowego, które kończył jako dorosły, bo jego edukację przerwała wojna, oraz moje dwie siostry. Była tam również lista najgorszych uczniów – i na niej widniało moje nazwisko. Raz nawet nie zdałem do następnej klasy – na świadectwie miałem aż siedem dwój. Jestem dowodem na to, że takie rzeczy, jakieś potknięcia, porażki, wcale nie determinują przyszłości i warto to pamiętać.
Co jeszcze chciałbym przekazać młodym? Trzeba być sobą, robić swoje, poznawać ludzi i rozmawiać z nimi. I jeszcze jedno – matematyka jest ważna, bo przydaje się przez całe życie.

Bardzo dziękuję za  rozmowę

Rozmawiała Barbara Kuklińska-Nowak z Działu Promocji i Biura Prasowego. 

2507 wyświetleń