Data dodania: 2023-12-06
Ryszard Trykosko z tytułem Osobowość Politechniki Gdańskiej
Paweł Kukla: Jest Pan absolwentem Politechniki Gdańskiej. Następnie rozpoczął Pan pracę w zawodzie. Co, poza ogromem wiedzy, dały Panu studia na PG?
Ryszard Trykosko: Na Politechnice Gdańskiej spotkałem wielu wspaniałych ludzi i profesorów. Moim mentorem w czasach studiów był docent Zbigniew Łosicki. Był on naszym nie tylko wykładowcą i nauczycielem, ale również przyjacielem. Bardzo dbał o nas i o to, byśmy dobrze wspominali tę uczelnię. Docent Łosicki powtarzał mi: „Ryszard, pamiętaj, że oprócz pracy zawodowej w życiu będziesz musiał coś dać od siebie”. To bardzo utkwiło mi w pamięci i skłoniło do zaangażowania się działalność społeczną, czy to w rozmaitych stowarzyszeniach i organizacjach, czy w pracę ze studentami. To również bardzo dużo mi daje i rozwija.
Politechnika Gdańska i ludzie, których na niej spotkałem, odcisnęli duże piętno na moim życiu zawodowym. Do dziś jestem blisko uczelni, jest dla mnie bardzo ważna. Zawdzięczam jej bardzo wiele. Ona świetnie mnie przygotowała do pracy zawodowej i późniejszej działalności społecznej.
Tytuł Osobowości Roku PG to dla mnie wyjątkowe wyróżnienie, bo przyznane przez uczelnię, z której wyrosłem. Zawdzięczam je i dedykuję moim mentorom – wspomnianemu docentowi Zbigniewowi Łosickiemu, a także Andrzejowi Ubertowskiemu, który nauczył mnie jak w praktykę wdrażać całą nabytą na uczelni wiedzę. Uznanie należy się również członkom zespołów, z którymi realizowałem projekty budowalne. To dzięki ich pracy i zaangażowaniu możliwe było osiągnięcie tak dużych sukcesów.
Mimo że po studiach nie został Pan na uczelni, to w swojej późniejszej pracy utrzymywał Pan bliskie relacje z uczelnią.
Ze studiów wyciągnąłem przekonanie, że wiedza i mądrość ludzi na uczelni oraz ich doświadczenie wynikające z nauki, są pożyteczne w pracy zawodowej. Kiedy zacząłem realizować duże i ciekawe projekty, powoływałem zawsze radę naukową. Zapraszałem do niej profesorów z uczelni, którzy przyprowadzali ze sobą młodą kadrę. Wszyscy mieliśmy z tego dużą korzyść.
Mówi się o Panu, że jest Pan „pasjonatem budownictwa”. Co Pana najbardziej fascynuje w tym zawodzie, w tej branży?
Odpowiedź jest dosyć prosta. Fascynuje mnie, że wiecznie robimy coś nowego! W budownictwie mamy możliwość tworzenia nowych krajobrazów i zmieniania istniejących. Widok obiektu, w powstaniu którego miałem drobny udział, daje poczucie satysfakcji.
Świat się zmienia, a wraz z nim zmienia się branża. Pojawiają się nowe technologie, systemy zarządzania czy wykorzystywany sprzęt. To sprawia, że chcąc pozostać aktywnym w zawodzie, muszę uczyć się nowych rzeczy. To motywujące, zwłaszcza gdy wokół widzę takich samych pasjonatów, jak ja.
Na liście Pana dokonań znajdziemy wiele rozpoznawalnych budynków czy obiektów zarówno z Gdańska, jak i kraju. Które realizacje wspomina Pan szczególnie?
Każdy z tych obiektów ma swoją historię. Często spotykam się z pytaniem: co było dla mnie ważniejsze – czy tunel pod Martwą Wisła, czy stadion w Gdańsku czy Europejskie Centrum Solidarności? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie, stawiając jeden projekt powyżej drugiego. Wszystkie te obiekty mają różne ciągłości realizacji. To taki „bonus” w naszym zawodzie, gdzie nic dwa razy się nie zdarza. Przygotowania do budowy stadionu były zupełnie inne niż np. do budowy tunelu. W tamtych czasach nikt w Polsce nie budował takich obiektów sportowych, byliśmy niejako pionierami. Nie było więc możliwości w kraju nauczyć się czy podpatrzeć rozwiązań. Musieliśmy z jednej strony improwizować, ale też korzystać z doświadczeń innych krajów.
A czy jest jeszcze jakiś typ budynku, który marzy się Panu zbudować?
Mam to szczęście, że w moim życiu zawodowym nie zostałem ukierunkowany na jakąś jedną cząstkę budownictwa – czy to kubaturowego, infrastrukturalnego czy hydrotechnicznego. W każdej z nich brałem i biorę udział. Pracowałem nad obiektami przeznaczonymi dla różnych branż, wykorzystujących rozmaite rozwiązania i technologie. Czuję się inżynierem spełnionym. W związku z tym nie mam jakichś oczekiwań co do tego, że chciałbym wybudować obiekt jakiegoś określonego typu.
Co więcej, uważam, że najciekawsze inwestycje zdarzyły mi się właśnie tu – w Trójmieście. Trafiliśmy w taki moment, kiedy miasto Gdańsk rozpoczynało swoją erę rozkwitu i rozbudowy szeroko pojętej infrastruktury. Miałem szczęście być tego częścią. Te inwestycje realizowali nasi, polscy inżynierowie przy udziale naukowców z naszej uczelni i to również jest dla mnie ogromna satysfakcja.
Co jest najważniejsze Pana zdaniem przy realizacji tak dużych inwestycji?
Moim zdaniem duże inwestycje to sztuka przygotowania całego procesu. Od pomysłu, programu funkcjonalno-użytkowego, przez projekt, aż po jego realizację. Każdy z tych elementów to ludzie. Ja uważam, że największym i najcenniejszym skarbem tych procesów są ludzie i najważniejszy jest ich właściwy dobór. Zebranie zespołu, który wie jak, kiedy i na jakich warunkach ma pracować, to połowa sukcesu. Jeżeli natomiast to nie będzie odpowiednio przygotowane, to wtedy pojawiają się na budowie trudności. Mam w życiu duże szczęście do doboru osób, które prowadziły ze mną te procesy, bo realizacje, których się podjęliśmy – mimo wyzwań i trudności, które na budowie są rzeczą normalną – kończyły się sukcesem.
Nie tylko poświęca się Pan realizacji kolejnych projektów, ale swoją wiedzą lubi dzielić się Pan ze studentami, młodymi ludźmi będącymi dopiero na początku swojej drogi.
Przez pewien czas prowadziłem wykłady na Politechnice Gdańskiej. Wielu absolwentów PG ma takie samo przygotowanie do zawodu. A może nawet i lepsze. Starałem się jednak przekazać im tę myśl, którą mi przed laty przekazywał docent Zbigniew Łosicki – uczelnia to coś, co przygotowuje nas do życia zawodowego, ale dyplom to niezwykle ważny dokument, który powinien przypominać, że wszystko, co nam się potem w życiu przydarzy, zaczęło się na uczelni. Te podstawy, które człowiek wyniesie ze studiów, potem należy mądrze wykorzystać.
Życie związał Pan z Gdańskiem, Trójmiastem. To Pana miejsce na ziemi?
Absolutnie. Wszystko, co najważniejsze w moim życiu zdarzyło się w Gdańsku.
Czy w tym natłoku zadań i prac ma Pan jeszcze czas na hobby i pasje?
Uważam, że sztuką zarządzania czasem jest to, by wygospodarować go tyle, by powiązać pracę zawodową, życie rodzinne i spełnianie swoich marzeń. Moim marzeniem zawsze było poznać, jak żyją ludzie na świecie, odwiedzić ciekawe miejsca. Podróże są więc moją ogromną pasją. Udało mi się odwiedzić wszystkie kontynentów, wiele krajów. Czuje się spełniony, ale ta pasja w dalszym ciągu się realizuje – właśnie udaję się na kolejną wyprawę w rejon, w którym jeszcze nie byłem. Poza podróżami w dalszym ciągu, od kilkudziesięciu lat, hołubię numizmatykę i filatelistykę. Posiadam swoje zbiory, które mam nadzieję, któregoś dnia przekażę wnukowi.