Data dodania: 2022-10-04
Sztuka jest dla mnie punktem odniesienia
Barbara Kuklińska: Jak pracuje się artyście wśród inżynierów, naukowców zajmujących się naukami ścisłymi?
Jan Buczkowski: Pracę na Politechnice podjąłem rok po studiach artystycznych, a tuż po odbyciu rocznej służby wojskowej. Gdy jesienią 1987 roku po raz pierwszy wszedłem do Gmachu Głównego, doznałem szoku. Przyzwyczajony do niezbyt dużych i surowych wnętrz macierzystej uczelni poczułem, jakbym znalazł się w innym świecie. Ogrom historycznych przestrzeni był dla mnie przytłaczający i kojarzył się bardziej z pałacem niż z miejscem, gdzie uczy się studentów. Okazało się jednak, że na szczycie budynku, tuż pod nieistniejącą wtedy wieżą, jest miejsce, które swoim klimatem przypomina wnętrza artystycznej szkoły – to pracownie malarskie Katedry Rysunku, Malarstwa i Rzeźby (obecnie Katedra Sztuk Wizualnych) Wydziału Architektury. Wkrótce, gdy rozpocząłem pracę, okazało się, że „chwyciłem Pana Boga za nogi”. Trafiłem bowiem na zespół wspaniałych ludzi (profesorowie Zdzisław Brodowicz, Jan Góra i Aniela Kita), którzy tworzyli przyjacielską atmosferę. Przyjęli mnie jak kolegę. Otrzymałem dużo swobody – pozwalano mi realizować moje pomysły artystyczne i dydaktyczne – poczułem się, jakbym był profesorem, a nie asystentem. Z czasem poznawałem też osoby z innych katedr i wydziałów – architektów, inżynierów, naukowców – którzy na co dzień się zajmują czymś innym, inaczej patrzą na świat, a nawet posługują się trochę innym językiem. Uświadomiłem sobie, że wśród nich są także odbiorcy mojej sztuki. Zrozumiałem, że ta mieszanka zainteresowań, spotkanie w jednym miejscu ludzi z różnych dziedzin, mogą być inspirujące. To szalenie wzbogaca i rozwija, pozwala mi realizować różnorodne projekty, uczy dystansu do siebie oraz pokory. Sztuka nadal jest dla mnie punktem odniesienia do wszystkiego, czym się zajmuję, sposobem na życie, czymś, co mnie zawsze interesowało najbardziej. I to się pewnie nigdy nie zmieni. Swoje doświadczenia w pracy twórczej przenoszę na zajęcia dydaktyczne. Bo tylko wtedy problemy artystyczne, problemy tworzenia sztuki, są wiarygodne, kiedy są poparte własnym przeżyciem artystycznym.
Odwróćmy sytuację – czy inżynierom potrzebna jest sztuka?
Sztuka dotyczy zarówno świata widzianego, jak i odczuwanego, a jej wprowadzanie w środowisko człowieka musi być procesem ciągłym. Regularny i przemyślany kontakt z różnymi formami sztuki, niezależnie od stopnia zdolności plastycznych, rozwija w nas kreatywność, otwiera na nowe sposoby myślenia i widzenia świata. Sztuka wytrąca nas z pewności, ustalonych prawd oraz wyzwala twórczy niepokój. Wydaje się oczywiste, że inżynier przyszłości, by móc sprostać nowym wyzwaniom, powinien być wyposażony w umiejętności wykraczające poza wąski zakres specjalności. Inżynier humanista, człowiek otwarty na zmieniającą się rzeczywistość, jest znacznie lepszym, bardziej kreatywnym i otwartym na świat pracownikiem niż technokrata zamknięty w swojej wąskiej specjalności. Kontakt ze sztuką pozwala budować i rozwijać nasze indywidualne cechy i zainteresowania oraz kształtować poczucie krytycyzmu, co może przekładać się na zdolność elastycznego dostosowywania się do szybko zmieniającej się rzeczywistości.
Nałęczów, gdzie uczył się Pan w szkole średniej, i Gdańsk dzieli ponad 500 kilometrów. Dlaczego akurat to miasto wybrał Pan do studiowania, a potem życia i pracy?
Zawsze chciałem być malarzem. Kiedy skończyłem liceum plastyczne w Nałęczowie, planowałem studia artystyczne w Warszawie, ale pewne wymogi formalne nie pozwoliły mi przystąpić do egzaminu wstępnego na tamtejszą ASP. Kolega z klasy namówił mnie, byśmy zdawali do Gdańska. Udało się. Przez 5 lat studiowałem malarstwo w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (obecnie Akademia Sztuk Pięknych), a potem w drodze konkursu w 1988 roku zostałem zatrudniony na Politechnice Gdańskiej. Spodobało mi się i zostałem w Gdańsku, a kolega wrócił do Nałęczowa.
System Identyfikacji Wizualnej, który wprowadził Pan na uczelnię, to projekt wieloetapowy i czasochłonny.
Prawdopodobnie gdybym miał świadomość czasu, energii i odporności psychicznej, jakiej to wymaga, to nie podjąłbym się tego zadania. Szczęśliwie, na samym początku tego nie wiedziałem. Pierwszym, jak się wkrótce okazało – najtrudniejszym elementem całego procesu był projekt nowego logotypu. Inspiratorem zmiany był rektor prof. Henryk Krawczyk, który uznał, że dotychczasowe logo jest nieczytelne i mało rozpoznawalne. W tym czasie Politechnika Gdańska, mimo że promowała i wprowadzała europejskie standardy szkolnictwa wyższego, obarczona była wizerunkiem uczelni „sprzed lat”. Projekt przygotowany przez warszawską pracownię Mamastudio jest nowoczesną interpretacją historycznej konwencji herbu. Wykorzystuje znane i rozpoznawalne motywy symboliczne oraz alegoryczne, związane od wieków z identyfikacją Gdańska. Naturalne połączenie symboliki miejsca i uczelni decyduje o komplementarnej, uzupełniającej się wzajemnie strukturze znaku, odzwierciedlając symbiozę, w której żyje miasto i uczelnia. Logotyp pomimo początkowej fali krytyki został zatwierdzony przez Senat PG. Był to dopiero początek zmian i pracy związanej ze zbudowaniem spójnego systemu identyfikacji wizualnej. Najpierw trzeba było zająć się podstawowymi jego elementami, takimi jak: sztandar, flaga, wzory dyplomów, wzory pism, akcydensy codziennego użytku, oznakowanie zewnętrzne i wewnętrzne budynków i wiele, wiele innych. Potem były kolejne kroki, m.in. logotyp PG Sport, którego dynamiczna forma bezpośrednio nawiązująca do podstawowego symbolu stała się elementem strojów sportowych zawodników, wystroju hal sportowych oraz materiałów reklamowych i informacyjnych dotyczących sportu na uczelni.
Kolejnym etapem była zmiana logotypów wydziałowych?
Tak. To również było trudne zadanie, ponieważ każdy z wydziałów był bardzo przywiązany do swojego dotychczasowego symbolu. Problemem było to, że wszystkie były w odmiennym stylu, nic nie było spójne. Po zmianie, która wiązała się z wieloma dyskusjami, udało się zachować odrębność „małych ojczyzn” – logotypy odpowiednio charakteryzują każdy z wydziałów, pokazują jego specyfikę, a jednocześnie tworzą spójną graficznie całość.
Nowa wizualna odsłona uczelni zdobyła rozgłos i zyskała uznanie.
Owszem. Logotyp Politechniki Gdańskiej oraz identyfikacja wizualna, choć początkowo przyjmowane dosyć chłodno wśród społeczności akademickiej, szybko zdobywały uznanie na zewnątrz. System Identyfikacji Wizualnej otrzymał drugą nagrodę w światowym konkursie Best Brand Awards Europe & Russia, a nowe logo uznano za najlepszy rebranding roku 2013 w Polsce. Do dzisiaj na branżowym portalu Behance pojawiają się jedynie entuzjastyczne komentarze z całego świata. To ich lektura w dużym stopniu pomagała mi przetrwać trudne chwile w tamtym czasie. Wyrazy uznania stale płynące z różnych stron są namacalnym dowodem, że obraliśmy dobry kierunek zmian.
SIW to jednak nie koniec zmian. Koordynował Pan również wprowadzenie nowej strony internetowej uczelni.
Właśnie kończymy ten trzyletni proces, który także był i nadal jest sporym wyzwaniem. Wdrożenie nowej strony internetowej, która uwzględniałaby potrzeby odbiorców zewnętrznych i wewnętrznych, miała nowoczesny interfejs i była intuicyjna w szukaniu informacji, wymagało wiele czasu i zaangażowania dużej grupy pracowników. Myślę, że to się udało. Strona jest prosta, czytelna i łatwa w odbiorze. Projekt graficzny został także przygotowany przez Mamastudio, a przeniesienie ogromnej ilości treści ze starych stron jednostek do nowego systemu zarządzania treścią dopiero teraz dobiega końca. Natomiast modyfikowanie strony jest niekończącym się procesem, wymagającym współpracy z pokaźną liczbą redaktorów. By dopasować się do zmieniających się potrzeb odbiorców i najnowszych trendów, stałe korekty są niezbędne. Dostajemy sygnały, że nasza strona internetowa jest punktem odniesienia dla innych uczelni w Polsce, które podjęły się przebudowy swojego wizerunku. To dla nas bodziec, by nie ulec pokusie samozadowolenia i stale się rozwijać.
Poza całym systemem identyfikacji stara się Pan również ożywiać sztuką przestrzeń kampusu.
Razem z zespołem artystów z Katedry Sztuk Wizualnych wprowadzamy współczesne elementy sztuki do historycznego wnętrza Gmachu Głównego i innych przestrzeni kampusu. Zacznę od dziedzińców Fahrenheita i Heweliusza, w których po rewitalizacji pojawiły się wizerunki patronów. Dzieła operujące współczesnym językiem sztuki i wykorzystujące nowoczesne technologie bardzo dobrze wpisują się w historyczne miejsce. W przestrzeni Gmachu Głównego są też prace, które zrealizowaliśmy w ramach zajęć wspólnie ze studentami: rzeźby i obiekty przestrzenne, które można podziwiać przed biblioteką i Salą Senatu. Jest „Antymaska” – dwa fotograficzne dzieła, swoisty zapis emocji z czasu pierwszych fal pandemii COVID-19 i zamknięcia w domach. Ze studentami realizujemy też projekty malarskie; przykładem może być tutaj klatka schodowa na poziomie 400, przestrzenie w szybie windy czy kompozycje studentów na ścianach korytarzy sąsiadujących z Salą Senatu. Budynek zaprojektowany przed laty przez Alberta Carstena z wysokiej klasy elementami rzeźbiarskimi na elewacjach doskonale nadaje się do dodawania mu kolejnych elementów sztuki charakterystycznych dla współczesnych pokoleń w myśl zasady „Każdemu czasowi jego sztuka”.
Wyjdźmy na kampus, co możemy tam zobaczyć?
Warto wspomnieć niedawno zrealizowany mural za budynkiem Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki oraz dwa dzieła, które zdobią hol budynku WETI. To namalowany przed 10 laty wielkoformatowy obraz „Elektron” autorstwa prof. Krzysztofa Wróblewskiego oraz powstała w tym roku monumentalna instalacja malarska „Gra”, którą stworzyliśmy razem z dr hab. sztuki Dominiką Krechowicz, prof. PG, dr sztuki Edytą Urwanowicz oraz prof. Krzysztofem Wróblewskim.
Rozpoczął Pan również proces tworzenia nietypowego muzeum na terenie uczelni.
To idea, która ma wieloletnie korzenie, zrodziła się we współpracy z prof. Lucyną Nyką i obecnie funkcjonuje pod roboczą nazwą muzeum sztuki i techniki, gdzie poza obiektami sztuki eksponowane są także ciekawe obiekty techniczne. W budynku Hydromechaniki dzięki uprzejmości Narodowego Muzeum Morskiego mamy wyeksponowane wyjątkowe kajaki, a w parku politechnicznym jest instalowana prototypowa kapsuła ratownicza zaprojektowana przez prof. Jerzego Doerffera i dr. hab. Lecha Rowińskiego. W jej sąsiedztwie pojawią się m.in. polery cumownicze, łożyska z mostu gen. Grota-Roweckiego, a także rzeźby Janusza Tkaczuka będące elementem kolekcji, jaką w najbliższym czasie pozyskamy. Będziemy mieszać i zestawiać ze sobą obiekty sztuki i techniki, w różnych, często nieoczywistych miejscach kampusu, by mogły być dostępne nie tylko dla społeczności akademickiej, ale także dla naszych gości.
Plany zawodowe na najbliższy czas?
Oczywiście tak jak dotychczas będę pracował nad swoimi projektami artystycznymi, brał udział w wystawach. Z zespołem Działu Promocji będziemy przygotowywać kolejne projekty promujące uczelnię. Chciałbym także rozwijać muzeum sztuki i techniki, rozpocząć katalogowanie obiektów, które będą wchodziły w skład ekspozycji. W ostatnich kilkunastu latach władze uczelni stworzyły warunki, by artyści z Katedry Sztuk Wizualnych wyszli ze swoimi pomysłami i twórczością poza przestrzeń pracowni, i mam nadzieję, że będziemy to wspólnie kontynuować w różnorodnych projektach.
A poza pracą i sztuką jest czas i przestrzeń na inne pasje?
Bardzo cenię sobie aktywność fizyczną – do pracy jeżdżę wyłącznie rowerem, również zimą, lubię narciarstwo zjazdowe, do niedawna grywałem regularnie w tenisa, ale chwilowo mam wymuszoną przerwę. Ogólnie pełen relaks najlepiej w otwartej przestrzeni, w otoczeniu przyrody. Także majsterkowanie i praca w ogrodzie w rodzinnym domu. Angażuję się również w projekty lokalne, które mają na celu przywracanie miastom zielonych terenów.